- Strona główna
- Forum
- Hyde-Park
- Luźne Gatki ;)
- Raport Milera
Raport Milera
Ostatnia aktualizacja 13 rok temu
http://slimak.onet.pl/_m/TVN/tvn24/RaportKoncowyTu-154M.pdf
Jak w temacie co o tym sadzicie;>
Jak w temacie co o tym sadzicie;>
Poczytajcie to koledzy ja jestem zbulwersowany raportem tylko czemu tvn i wyborcza milczy .TOć TO PRZECIE NIEZALEZNY POLITYCZNIE LUDZIE TAM PRACUJ¡
Prof. Wiesław Binienda, dziekan wydziału inżynierii z Ohio, za pomocą telemostu zaprezentował podczas posiedzenia zespołu animacje oraz modele matematyczne wykonane za pomocą programu, z którego korzysta NASA.
Dodał, że bardzo chciałby przyjrzeć się szczegółowym badaniom komisji szefa MSWiA Jerzego Millera dotyczącym zderzenia samolotu z brzozą. Według naukowca analiza masy samolotu, jego prędkości i średnicy brzozy pokazują, że maszyna mogła utracić jedynie niewielką krawędź skrzydła, co nie wpłynęłoby na jej stabilność.
Prezentację prof. Biniendy można obejrzeć TUTAJ.
Z kolei fizyk dr Kazimierz Nowaczyk zwrócił uwagę m.in. na animację zaprezentowaną przez komisję Millera. Jak podkreślił, Tu154M nie mógł po zderzeniu z drzewem lecieć odwrócony o 180 st. przez tak długi czas jak na animacji.
Prezentację dr. Nowaczyka można obejrzeć TUTAJ.
- Nie ma wątpliwości, że skrzydło samolotu Tu-154M nie zostało złamane przez uderzenie w brzozę. Badania, których dokonał zespół prof. Biniendy w Ohio, jednoznacznie tego dowodzą - powiedział Antoni Macierewicz (PiS) dziennikarzom po posiedzeniu zespołu.
- Byliśmy świadkami ponadgodzinnej prezentacji, gdzie z dokładnością do jednego centymetra przedstawiano nam przebieg wydarzenia polegającego na tym, że zrekonstruowane skrzydło tego samolotu na tej samej wysokości, pod tym samym kątem i z tą samą prędkością uderza w zrekonstruowaną matematycznie brzozę. Brzoza zostaje przecięta, skrzydło ma lekki uszczerbek, w żaden sposób nieznoszący potencjału jego siły nośnej - dodał poseł PiS.
Według niego, te ustalenia otwierają pytania: „dlaczego tak długo nas okłamywano?”, „dlaczego eksperci komisji Jerzego Millera podpisali się pod fałszywym raportem?”. - I co rzeczywiście stało się nad Smoleńskiem?
Prof. Wiesław Binienda, dziekan wydziału inżynierii z Ohio, za pomocą telemostu zaprezentował podczas posiedzenia zespołu animacje oraz modele matematyczne wykonane za pomocą programu, z którego korzysta NASA.
Dodał, że bardzo chciałby przyjrzeć się szczegółowym badaniom komisji szefa MSWiA Jerzego Millera dotyczącym zderzenia samolotu z brzozą. Według naukowca analiza masy samolotu, jego prędkości i średnicy brzozy pokazują, że maszyna mogła utracić jedynie niewielką krawędź skrzydła, co nie wpłynęłoby na jej stabilność.
Prezentację prof. Biniendy można obejrzeć TUTAJ.
Z kolei fizyk dr Kazimierz Nowaczyk zwrócił uwagę m.in. na animację zaprezentowaną przez komisję Millera. Jak podkreślił, Tu154M nie mógł po zderzeniu z drzewem lecieć odwrócony o 180 st. przez tak długi czas jak na animacji.
Prezentację dr. Nowaczyka można obejrzeć TUTAJ.
- Nie ma wątpliwości, że skrzydło samolotu Tu-154M nie zostało złamane przez uderzenie w brzozę. Badania, których dokonał zespół prof. Biniendy w Ohio, jednoznacznie tego dowodzą - powiedział Antoni Macierewicz (PiS) dziennikarzom po posiedzeniu zespołu.
- Byliśmy świadkami ponadgodzinnej prezentacji, gdzie z dokładnością do jednego centymetra przedstawiano nam przebieg wydarzenia polegającego na tym, że zrekonstruowane skrzydło tego samolotu na tej samej wysokości, pod tym samym kątem i z tą samą prędkością uderza w zrekonstruowaną matematycznie brzozę. Brzoza zostaje przecięta, skrzydło ma lekki uszczerbek, w żaden sposób nieznoszący potencjału jego siły nośnej - dodał poseł PiS.
Według niego, te ustalenia otwierają pytania: „dlaczego tak długo nas okłamywano?”, „dlaczego eksperci komisji Jerzego Millera podpisali się pod fałszywym raportem?”. - I co rzeczywiście stało się nad Smoleńskiem?
i jesscze troszeczke wnioski sami koledzy wyciągnijcie wstyd Polskich pilotów tak potraktować nawet hańba śmiem twierdzić
Nie ma wiarygodnych dowodów, że polski Tu-154M przed upadkiem na ziemię obrócił się kołami do góry. Wykonanie takiej sekwencji ruchów, jakie zostały opisane w raportach rządowych komisji rosyjskiej i polskiej, wydaje się wręcz niemożliwe. Rozpowszechniana od kwietnia 2010 r. wersja o beczce autorotacyjnej jest więc tylko nieudaną próbą wyjaśnienia straszliwych skutków tej katastrofy.
Wizja wielkiego pasażerskiego odrzutowca, który po ciężkim uszkodzeniu wykonuje przewrót przez skrzydło na plecy i wzbija się przy tym raźno w górę, tylko po to, by runąć zaraz w dół, ma tyle wspólnego z nauką ile film o jaskiniowcach walczących z dinozaurami o panowanie na Ziemi. O tym, że wykonanie beczki autorotacyjnej przez tupolewa po zderzeniu z drzewem jest niemożliwe, pisało od dawna wielu specjalistów, większość z nich anonimowo w internecie. Byli jednak i tacy, którzy otwarcie mówili o tym pod własnym nazwiskiem. Kpt. Michał Wiland, pilot sportowy i akrobatyczny, z 4,5 tys. godzin wylatanych na tupolewach, stwierdził: „Nie jest możliwe wykonanie przez Tu-154M tzw. półbeczki. Jest to wykluczone po kolizji z drzewem. Jako pilot akrobata mogę to stwierdzić z całą pewnością” („Nasz Dziennik”, 26.02.2011 r.).
Mit o beczce
Eksperci rządowi zignorowali wszystkie takie głosy fachowców i powtórzyli z drobnymi korektami wersję rosyjską. Oparta jest ona na pomyśle fabularnym smoleńskiego „niezależnego” badacza Siergieja Amielina. Według niego samolot wpadł na drzewo i po utracie części skrzydła i uszkodzeniu konstrukcji wykręcił półbeczkę w powietrzu i uderzył wierzchem kadłuba w ziemię. Jest to jednak pomysł karkołomny, i to z kilku powodów. Przechył samolotu spowodowałby natychmiastowe odruchowe przeciwdziałania ze strony pilotów. Amielin i komisje rządowe uważają jednak, że różnica sił nośnych między skrzydłami była tak wielka, że nie można jej było „skontrować”. Waldemar Targalski, jedyny pilot Tu-154M w składzie komisji Millera, przekonuje: „Gdy samolot traci jedną trzecią skrzydła, nie jest w stanie przeciwdziałać momentowi obrotowemu. Musi się obracać. Efektywność aerodynamiczna usterzenia nie jest wystarczająca, żeby to skorygować”. („Nasz Dziennik” 27–28.08.2011 r.). Problem w tym, że w miarę narastania przechyłu siła nośna skrzydeł gwałtownie maleje, a więc zmniejsza się też różnica między nimi. Zbliżając się do pozycji „na nożu”, kiedy skrzydła skierowane są pionowo, ich siła nośna spada do zera. Maszyna leci wówczas tak, jakby pancerne smoleńskie brzozy odrąbały jej oba skrzydła przy samym kadłubie. I nie ma takiej siły, która uniosłaby tę kolubrynę w górę.
To jednak dopiero początek problemu. W tej fazie lotu, po zderzeniu z drzewem, samolot wznosił się w górę zdumiewająco szybko. W dwie sekundy po utracie części skrzydła wzbił się w górę o blisko 20 m! (Tak przynajmniej wynika z danych zawartych w tab. 2 do zał. 4 Raportu Millera). Oba te ruchy – obrót wokół osi wzdłużnej i wznoszenie w górę – samolot wykonywał przy prędkości około 270 km/h, a więc niewiele wyższej od prędkości minimalnej. Beczka autorotacyjna nie była więc zbyt szybka. Samolot obracał się wokół osi z prędkością kątową ok. 40 st. na sekundę. Nikt do tej pory nie wyjaśnił, w jaki sposób ta ciężka maszyna, przy tak niskiej prędkości mogła z wysokości 5 m równocześnie wykonać wolną beczkę i dynamicznie wzbić się w górę. Na zdrowy chłopski rozum, aby tego dokonać, samolot musiałby być na znacznie większej wysokości i mieć o wiele większą prędkość. Przy próbie obrotu na plecy z tej wysokości i przy tej prędkości, maszyna spadłaby z pewnością na ziemię jak kamień. Jeśli pilot Waldemar Targalski lub inni członkowie komisji rządowej twierdzą, że jest to możliwe, to powinni zademonstrować ten fenomen. Mamy przecież drugi model Tu-154M, z którym nie wiadomo, co zrobić. Można spróbować wykonać na nim beczkę przy tak małej prędkości, równocześnie wznosząc się w górę 10 m/s. Od razu ustawi się kolejka chętnych na zakup tego cudownego samolotu, który potrafi latać wbrew prawom aerodynamiki.
Według oficjalnej wersji, samolot na pancernej brzozie stracił kawałek skrzydła, czyli część siły nośnej. Potem tracił ją dalej z każdą kolejną sekundą z powodu przechylania się na skrzydło. Tracił ją też z powodu zmniejszenia prędkości. A mimo to wznosił się szybko w górę. Gnał ku niebu jak żelazny ptak, chociaż wszystkie siły cisnęły go do ziemi. ¯adna z komisji nie wyjaśniła tylko, jaka to siła miałaby unosić w górę ten 78-tonowy statek.
Oscar dla Amielina
Nie ma wiarygodnych dowodów, że polski Tu-154M przed upadkiem na ziemię obrócił się kołami do góry. Wykonanie takiej sekwencji ruchów, jakie zostały opisane w raportach rządowych komisji rosyjskiej i polskiej, wydaje się wręcz niemożliwe. Rozpowszechniana od kwietnia 2010 r. wersja o beczce autorotacyjnej jest więc tylko nieudaną próbą wyjaśnienia straszliwych skutków tej katastrofy.
Wizja wielkiego pasażerskiego odrzutowca, który po ciężkim uszkodzeniu wykonuje przewrót przez skrzydło na plecy i wzbija się przy tym raźno w górę, tylko po to, by runąć zaraz w dół, ma tyle wspólnego z nauką ile film o jaskiniowcach walczących z dinozaurami o panowanie na Ziemi. O tym, że wykonanie beczki autorotacyjnej przez tupolewa po zderzeniu z drzewem jest niemożliwe, pisało od dawna wielu specjalistów, większość z nich anonimowo w internecie. Byli jednak i tacy, którzy otwarcie mówili o tym pod własnym nazwiskiem. Kpt. Michał Wiland, pilot sportowy i akrobatyczny, z 4,5 tys. godzin wylatanych na tupolewach, stwierdził: „Nie jest możliwe wykonanie przez Tu-154M tzw. półbeczki. Jest to wykluczone po kolizji z drzewem. Jako pilot akrobata mogę to stwierdzić z całą pewnością” („Nasz Dziennik”, 26.02.2011 r.).
Mit o beczce
Eksperci rządowi zignorowali wszystkie takie głosy fachowców i powtórzyli z drobnymi korektami wersję rosyjską. Oparta jest ona na pomyśle fabularnym smoleńskiego „niezależnego” badacza Siergieja Amielina. Według niego samolot wpadł na drzewo i po utracie części skrzydła i uszkodzeniu konstrukcji wykręcił półbeczkę w powietrzu i uderzył wierzchem kadłuba w ziemię. Jest to jednak pomysł karkołomny, i to z kilku powodów. Przechył samolotu spowodowałby natychmiastowe odruchowe przeciwdziałania ze strony pilotów. Amielin i komisje rządowe uważają jednak, że różnica sił nośnych między skrzydłami była tak wielka, że nie można jej było „skontrować”. Waldemar Targalski, jedyny pilot Tu-154M w składzie komisji Millera, przekonuje: „Gdy samolot traci jedną trzecią skrzydła, nie jest w stanie przeciwdziałać momentowi obrotowemu. Musi się obracać. Efektywność aerodynamiczna usterzenia nie jest wystarczająca, żeby to skorygować”. („Nasz Dziennik” 27–28.08.2011 r.). Problem w tym, że w miarę narastania przechyłu siła nośna skrzydeł gwałtownie maleje, a więc zmniejsza się też różnica między nimi. Zbliżając się do pozycji „na nożu”, kiedy skrzydła skierowane są pionowo, ich siła nośna spada do zera. Maszyna leci wówczas tak, jakby pancerne smoleńskie brzozy odrąbały jej oba skrzydła przy samym kadłubie. I nie ma takiej siły, która uniosłaby tę kolubrynę w górę.
To jednak dopiero początek problemu. W tej fazie lotu, po zderzeniu z drzewem, samolot wznosił się w górę zdumiewająco szybko. W dwie sekundy po utracie części skrzydła wzbił się w górę o blisko 20 m! (Tak przynajmniej wynika z danych zawartych w tab. 2 do zał. 4 Raportu Millera). Oba te ruchy – obrót wokół osi wzdłużnej i wznoszenie w górę – samolot wykonywał przy prędkości około 270 km/h, a więc niewiele wyższej od prędkości minimalnej. Beczka autorotacyjna nie była więc zbyt szybka. Samolot obracał się wokół osi z prędkością kątową ok. 40 st. na sekundę. Nikt do tej pory nie wyjaśnił, w jaki sposób ta ciężka maszyna, przy tak niskiej prędkości mogła z wysokości 5 m równocześnie wykonać wolną beczkę i dynamicznie wzbić się w górę. Na zdrowy chłopski rozum, aby tego dokonać, samolot musiałby być na znacznie większej wysokości i mieć o wiele większą prędkość. Przy próbie obrotu na plecy z tej wysokości i przy tej prędkości, maszyna spadłaby z pewnością na ziemię jak kamień. Jeśli pilot Waldemar Targalski lub inni członkowie komisji rządowej twierdzą, że jest to możliwe, to powinni zademonstrować ten fenomen. Mamy przecież drugi model Tu-154M, z którym nie wiadomo, co zrobić. Można spróbować wykonać na nim beczkę przy tak małej prędkości, równocześnie wznosząc się w górę 10 m/s. Od razu ustawi się kolejka chętnych na zakup tego cudownego samolotu, który potrafi latać wbrew prawom aerodynamiki.
Według oficjalnej wersji, samolot na pancernej brzozie stracił kawałek skrzydła, czyli część siły nośnej. Potem tracił ją dalej z każdą kolejną sekundą z powodu przechylania się na skrzydło. Tracił ją też z powodu zmniejszenia prędkości. A mimo to wznosił się szybko w górę. Gnał ku niebu jak żelazny ptak, chociaż wszystkie siły cisnęły go do ziemi. ¯adna z komisji nie wyjaśniła tylko, jaka to siła miałaby unosić w górę ten 78-tonowy statek.
Oscar dla Amielina
Coz ,powiem tylko tyle: do dzis angole nie odtajnili dokumentow dotyczacych smierci gen.Sirkoskiego.
Kazdy ,choc troche logicznie myslacy wie, ze,choc to paradoksalne,ostatnimi zainteresowanymi jego smiercia byli niemcy.
Tak wiec ,jak w przypadku powyzej, gdy polityka wkracza to napewno nie dowiemy sie prawdy o tej katastrofie rowniez.
Kazdy ,choc troche logicznie myslacy wie, ze,choc to paradoksalne,ostatnimi zainteresowanymi jego smiercia byli niemcy.
Tak wiec ,jak w przypadku powyzej, gdy polityka wkracza to napewno nie dowiemy sie prawdy o tej katastrofie rowniez.
Nie stety Jarku to są najnowsze wiadomości jakie posiadam poczytajcie koledzy przykro ,że polityka jest w mediach publicznych ,poczytajcie bo telewizja tego nie wyemituje nie za tej władzy
Badania prof. Wiesława Biniendy, członka Grupy Ekspertów ds. Wypadków Lotniczych FAA / NASA, zaprezentowane przed zespołem parlamentarnym ds. zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej, udowodniły, że skrzydło Tu-154 powinno przeciąć brzozę, nie zaś odwrotnie, jak twierdzą gen. Anodina i Jerzy Miller. Udowadniają też, że uszkodzenie skrzydła nie zmniejsza jego powierzchni nośnej ani stabilności samolotu. To obala całkowicie podstawową tezę obu raportów.
Rzeczywiście tak jest. Dodajmy, że prof. Binienda brał udział w badaniu przyczyn katastrofy wahadłowca Columbia w 2003 r. Jego laboratorium wykorzystało metodologię użytą do badania katastrofy wahadłowca do odpowiedzi na pytanie, czy brzoza mogła złamać skrzydło Tu-154. Współpracę z prof. Biniendą nawiązaliśmy dzięki kontaktom i rekomendacji prof. Kazimierza Nowaczyka z Uniwersytetu w Maryland. Dostarczyliśmy prof. Biniendzie wiele danych, przede wszystkim oryginalną wersję instrukcji obsługi Tu-154 wraz ze szczegółowym opisem technicznym skrzydła samolotu. Badania trwały blisko trzy miesiące. Były one niesłychanie pracochłonne, każdy kolejny etap cząstkowych obliczeń wymagał co najmniej tygodnia przygotowań. Podkreślam to dlatego, by nikt nie sądził, że mamy do czynienia z „kreskówką”, tj. wykonaną poglądowo, bez fachowych obliczeń, symulacją dla zademonstrowania pewnej koncepcji. Otrzymaliśmy wyniki profesjonalnych badań, odzwierciedlających rzeczywisty przebieg wydarzeń. Prof. Binienda opracował matematyczny model skrzydła samolotu i brzozy, a następnie przeprowadził wiele symulacji i eksperymentów sprawdzających, co dzieje się z samolotem po uderzeniu skrzydła w drzewo. Wynik był jednoznaczny. Bez względu na kąt natarcia samolot przecina brzozę, a sam nie doznaje uszczerbku.
Jednocześnie chcę podkreślić, że z punktu widzenia metodologicznego nie ma różnicy między raportem Millera i raportem Anodiny. Raporty te – zwłaszcza jeśli chodzi o rekonstrukcję ostatnich sekund lotu i określenie bezpośredniej przyczyny katastrofy, czyli uderzenia samolotu w brzozę – mają identyczną podstawę. W obu wypadkach brak choćby jednego dowodu, a nawet przesłanki wskazującej na to, że pancerna brzoza ułamała skrzydło. Dowiadujemy się o tym, jako o fakcie niewymagającym dowodu, z raportu Anodiny. Minister Miller po prostu skopiował jego opis z tekstu rosyjskiego.
Do jakiej konkluzji prowadzą nas wyniki badań profesora Biniendy?
To, co wydarzyło się nad Smoleńskiem – bo los polskiej delegacji został przesądzony, zanim samolot spadł na ziemię – miało przyczynę zewnętrzną. Hipoteza o udziale osób trzecich, którą badała kiedyś prokuratura (niestety, w dalszym śledztwie nie podjęto tego wątku), jest w obliczu obecnej wiedzy naukowej najbardziej prawdopodobna. Lansowana przez Rosjan i komisję Millera teza o ułamaniu skrzydła jest nieprawdziwa i obowiązkiem prokuratury jest wszczęcie na nowo śledztwa nad odrzuconym podejrzeniem o sprawstwie osób trzecich.
Eksperci ministra Millera nie wykonali żadnej symulacji, żadnych badań w kierunku potwierdzenia swojej tezy o pancernej brzozie.
To dyskwalifikuje całkowicie raport zarówno ministra Millera, jak i jego pierwowzór – raport Anodiny. W obu raportach nie ma nawet próby zanalizowania, jak doszło do złamania skrzydła samolotu, ani próby przeprowadzenia dowodu, że to rzeczywiście miało miejsce. Ten fragment raportu poraża arogancją i pewnością, że nikt nie będzie sprawdzał prawdziwości podanych stwierdzeń. Zasadnicza część raportu, która mówi o istocie katastrofy, nie ma potwierdzenia w żadnym dowodzie! Opiera się na gołosłownych stwierdzeniach, że samolot uderzył w brzozę o 30–40-cm średnicy, co spowodowało urwanie skrzydła i następnie obrót samolotu. Podkreślam – oba raporty nie zawierają analiz świadczących, że tak się stało. To, jak sądzę, pierwszy taki przypadek w historii badania katastrof lotniczych. I zarazem pierwszy przypadek w dziejach Polski, by tragedię narodową przedstawiać polskiej opinii publicznej w tak zafałszowany sposób.
Są w Polsce ośrodki akademickie, od Wydziału MEL na Politechnice Warszawskiej po instytuty fizyki, chemii, są komory aerodynamiczne, wszelkie instrumenty, by takie badania przeprowadzić.
To zadziwiające, że wśród tysięcy polskich inżynierów, naukowców, profesorów, członków akademii nauk nie znaleźli się ludzie, którzy zakwestionowaliby całkowitą gołosłowność raportu Millera. Dopiero praca laboratorium prof. Biniendy z USA i działania zespołu parlamentarnego wykazały bezzasadność twierdzeń zawartych w raportach Millera i Anodiny. Nasz zespół zwracał się do wielu katedr i laboratoriów naukowych w kraju o wykonanie takich ekspertyz i analiz. Owszem, otrzymywaliśmy anonimową pomoc i sugestie co do kierunku dalszych badań. Polscy naukowcy i eksperci, niestety, nie byli w stanie przełamać oporu administracji ośrodków naukowych oraz laboratoriów i uzyskać zgody na oficjalne wykorzystanie aparatury do badania przyczyn tej katastrofy. A tylko oficjalnie potwierdzone, autoryzowane ekspertyzy mogą być wykorzystane na przykład w postępowaniu sądowym. Teraz także można i należy podjąć takie badania. Prof. Binienda zaapelował do ministra Millera, by eksperci, którzy podpisali się pod raportem rządowym, podjęli się zweryfikowania jego obliczeń i wniosków. Będą mieli oczywiście dostęp do wszystkich danych wykorzystanych przez laboratorium amerykańskie.
Badania prof. Wiesława Biniendy, członka Grupy Ekspertów ds. Wypadków Lotniczych FAA / NASA, zaprezentowane przed zespołem parlamentarnym ds. zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej, udowodniły, że skrzydło Tu-154 powinno przeciąć brzozę, nie zaś odwrotnie, jak twierdzą gen. Anodina i Jerzy Miller. Udowadniają też, że uszkodzenie skrzydła nie zmniejsza jego powierzchni nośnej ani stabilności samolotu. To obala całkowicie podstawową tezę obu raportów.
Rzeczywiście tak jest. Dodajmy, że prof. Binienda brał udział w badaniu przyczyn katastrofy wahadłowca Columbia w 2003 r. Jego laboratorium wykorzystało metodologię użytą do badania katastrofy wahadłowca do odpowiedzi na pytanie, czy brzoza mogła złamać skrzydło Tu-154. Współpracę z prof. Biniendą nawiązaliśmy dzięki kontaktom i rekomendacji prof. Kazimierza Nowaczyka z Uniwersytetu w Maryland. Dostarczyliśmy prof. Biniendzie wiele danych, przede wszystkim oryginalną wersję instrukcji obsługi Tu-154 wraz ze szczegółowym opisem technicznym skrzydła samolotu. Badania trwały blisko trzy miesiące. Były one niesłychanie pracochłonne, każdy kolejny etap cząstkowych obliczeń wymagał co najmniej tygodnia przygotowań. Podkreślam to dlatego, by nikt nie sądził, że mamy do czynienia z „kreskówką”, tj. wykonaną poglądowo, bez fachowych obliczeń, symulacją dla zademonstrowania pewnej koncepcji. Otrzymaliśmy wyniki profesjonalnych badań, odzwierciedlających rzeczywisty przebieg wydarzeń. Prof. Binienda opracował matematyczny model skrzydła samolotu i brzozy, a następnie przeprowadził wiele symulacji i eksperymentów sprawdzających, co dzieje się z samolotem po uderzeniu skrzydła w drzewo. Wynik był jednoznaczny. Bez względu na kąt natarcia samolot przecina brzozę, a sam nie doznaje uszczerbku.
Jednocześnie chcę podkreślić, że z punktu widzenia metodologicznego nie ma różnicy między raportem Millera i raportem Anodiny. Raporty te – zwłaszcza jeśli chodzi o rekonstrukcję ostatnich sekund lotu i określenie bezpośredniej przyczyny katastrofy, czyli uderzenia samolotu w brzozę – mają identyczną podstawę. W obu wypadkach brak choćby jednego dowodu, a nawet przesłanki wskazującej na to, że pancerna brzoza ułamała skrzydło. Dowiadujemy się o tym, jako o fakcie niewymagającym dowodu, z raportu Anodiny. Minister Miller po prostu skopiował jego opis z tekstu rosyjskiego.
Do jakiej konkluzji prowadzą nas wyniki badań profesora Biniendy?
To, co wydarzyło się nad Smoleńskiem – bo los polskiej delegacji został przesądzony, zanim samolot spadł na ziemię – miało przyczynę zewnętrzną. Hipoteza o udziale osób trzecich, którą badała kiedyś prokuratura (niestety, w dalszym śledztwie nie podjęto tego wątku), jest w obliczu obecnej wiedzy naukowej najbardziej prawdopodobna. Lansowana przez Rosjan i komisję Millera teza o ułamaniu skrzydła jest nieprawdziwa i obowiązkiem prokuratury jest wszczęcie na nowo śledztwa nad odrzuconym podejrzeniem o sprawstwie osób trzecich.
Eksperci ministra Millera nie wykonali żadnej symulacji, żadnych badań w kierunku potwierdzenia swojej tezy o pancernej brzozie.
To dyskwalifikuje całkowicie raport zarówno ministra Millera, jak i jego pierwowzór – raport Anodiny. W obu raportach nie ma nawet próby zanalizowania, jak doszło do złamania skrzydła samolotu, ani próby przeprowadzenia dowodu, że to rzeczywiście miało miejsce. Ten fragment raportu poraża arogancją i pewnością, że nikt nie będzie sprawdzał prawdziwości podanych stwierdzeń. Zasadnicza część raportu, która mówi o istocie katastrofy, nie ma potwierdzenia w żadnym dowodzie! Opiera się na gołosłownych stwierdzeniach, że samolot uderzył w brzozę o 30–40-cm średnicy, co spowodowało urwanie skrzydła i następnie obrót samolotu. Podkreślam – oba raporty nie zawierają analiz świadczących, że tak się stało. To, jak sądzę, pierwszy taki przypadek w historii badania katastrof lotniczych. I zarazem pierwszy przypadek w dziejach Polski, by tragedię narodową przedstawiać polskiej opinii publicznej w tak zafałszowany sposób.
Są w Polsce ośrodki akademickie, od Wydziału MEL na Politechnice Warszawskiej po instytuty fizyki, chemii, są komory aerodynamiczne, wszelkie instrumenty, by takie badania przeprowadzić.
To zadziwiające, że wśród tysięcy polskich inżynierów, naukowców, profesorów, członków akademii nauk nie znaleźli się ludzie, którzy zakwestionowaliby całkowitą gołosłowność raportu Millera. Dopiero praca laboratorium prof. Biniendy z USA i działania zespołu parlamentarnego wykazały bezzasadność twierdzeń zawartych w raportach Millera i Anodiny. Nasz zespół zwracał się do wielu katedr i laboratoriów naukowych w kraju o wykonanie takich ekspertyz i analiz. Owszem, otrzymywaliśmy anonimową pomoc i sugestie co do kierunku dalszych badań. Polscy naukowcy i eksperci, niestety, nie byli w stanie przełamać oporu administracji ośrodków naukowych oraz laboratoriów i uzyskać zgody na oficjalne wykorzystanie aparatury do badania przyczyn tej katastrofy. A tylko oficjalnie potwierdzone, autoryzowane ekspertyzy mogą być wykorzystane na przykład w postępowaniu sądowym. Teraz także można i należy podjąć takie badania. Prof. Binienda zaapelował do ministra Millera, by eksperci, którzy podpisali się pod raportem rządowym, podjęli się zweryfikowania jego obliczeń i wniosków. Będą mieli oczywiście dostęp do wszystkich danych wykorzystanych przez laboratorium amerykańskie.
Z ta brzoza to fakt,mocno naciagane. W wietnamie wirniki Huey ciely co grubsze galezie i drzewka gdy maszyny ladowaly w "buszu". Dzialaly jak kosiarka. Nie bylo to jednorazowe,to byla normalnie stosowana sztuczka. I nic, lataly dalej.
A polityka, byla jest i bedzie.Za komuny trzeba bylo siedziec cicho i nie odzywac sie na pewne tematy,za tak zwanej "demokracji" jest dokladnie tak samo.Roznica polega tylko w samych tematach,metodach represji. Reszta jest taka sama.
A polityka, byla jest i bedzie.Za komuny trzeba bylo siedziec cicho i nie odzywac sie na pewne tematy,za tak zwanej "demokracji" jest dokladnie tak samo.Roznica polega tylko w samych tematach,metodach represji. Reszta jest taka sama.
A w tajlandi mali chlopcy lamia nogami drzewa bambusowe .... Wydaje mi się ze lepiej będzie jak na tej stronie będą poruszane tematy związane z lotnictwem. Na temat polityki można w innych miejscach dyskutować.
Edytowany przez Noker dnia 14-09-2011 12:42, 13 rok temu
Widzisz Drogi Danielu
Wypadki lotnicze nie stety dzisiaj jeszcze to nierozerwalna część lotnictwa
Temu się o nich rozmawia aby w przyszłości unikać powielanych błędów ,
ale od dekad wielu mój drogi Polscy Lotnicy to ludzie bardzo ,bardzo honorowi ,uczciwi i mądrzy ,o czym świadczą sukcesy Polskich pilotów ,można wymieniać by wiele ,wojna o England i słynny dywizjon 303 ,302 można by długo mnożyć ,ale nie oto chodzi Danielu ,W tym zamachu zginął Prezydent RP i dowódca Polskiego Lotnictwa ,a nam się w piera ,że to wypadek z winy Polskich Pilotów
pozdrawiam
Wypadki lotnicze nie stety dzisiaj jeszcze to nierozerwalna część lotnictwa
Temu się o nich rozmawia aby w przyszłości unikać powielanych błędów ,
ale od dekad wielu mój drogi Polscy Lotnicy to ludzie bardzo ,bardzo honorowi ,uczciwi i mądrzy ,o czym świadczą sukcesy Polskich pilotów ,można wymieniać by wiele ,wojna o England i słynny dywizjon 303 ,302 można by długo mnożyć ,ale nie oto chodzi Danielu ,W tym zamachu zginął Prezydent RP i dowódca Polskiego Lotnictwa ,a nam się w piera ,że to wypadek z winy Polskich Pilotów
pozdrawiam
"to robota tuska i ruska" ... konczmy to
Edytowany przez daniel dnia 15-09-2011 07:46, 13 rok temu
Cytat
Jarek napisał/a:
Z ta brzoza to fakt,mocno naciagane. W wietnamie wirniki Huey ciely co grubsze galezie i drzewka gdy maszyny ladowaly w "buszu". Dzialaly jak kosiarka. Nie bylo to jednorazowe,to byla normalnie stosowana sztuczka. I nic, lataly dalej
http://youtu.be/lqgUqIwlfbs
Edytowany przez daniel dnia 08-10-2011 16:22, 13 rok temu
Polecam ksiazke,o ile dobrze pamietam "Powiedz ze sie boisz"
Dokładnie! Myślałem, że jak spojrzę za okno, to zobaczę dżunglę ;) Szkoda tylko, że nie jest dostępne w pdf-ie lub epub-ie, bo bym sobie na czytnik wrzucił.
możesz przeglądać wszystkie wątki dyskusji na tym forum.
nie możesz rozpocząć nowy wątek dyskusji na tym forum.
nie możesz odpowiadać na posty w tym wątku dyskusji.
nie możesz rozpocząć ankietę na tym forum.
nie możesz dodawać załączniki w tym forum.
nie możesz pobierać załączniki na tym forum.
nie możesz rozpocząć nowy wątek dyskusji na tym forum.
nie możesz odpowiadać na posty w tym wątku dyskusji.
nie możesz rozpocząć ankietę na tym forum.
nie możesz dodawać załączniki w tym forum.
nie możesz pobierać załączniki na tym forum.